Aktualności

PIERWSZA WIELKA BITWA CZOŁGÓW – NARODZINY WOJNY PANCERNEJ

Choć koncepcja opancerzonego wozu pojawiła się już przed I wojną światową, to dopiero koszmar wojny okopowej spowodował konieczność wprowadzenia tej idei w życie. Zanim zostanie opisana bitwa, która jest tematem tego artykułu należy prześledzić brytyjską drogę tego rodzaju broni. Dotychczasowa XIX-wieczna koncepcja prowadzenia wojny zakładała, że wojska stojące naprzeciw siebie starały się nawzajem zniszczyć przewagą liczebną, bądź siłą ognia. Sztabowcy zakładali, że tylko działania ofensywne zadecydują o rozstrzygnięciu wojny, która w ich opinii miała być krótkotrwała. Nowoczesna szybkostrzelna i dalekonośna broń boleśnie zweryfikowała te przewidywania, ukazując swoją potęgę. Wojna manewrowa szybko przekształciła się w wojnę okopów, bunkrów, schronów, zasieków i pól minowych. Próby ich pokonania zbierały krwawe żniwo. Stosowana do końca 1915 roku zasada: „artyleria zdobywa – piechota zajmuje” nie sprawdziła się, bowiem koncepcja, że długotrwały ostrzał zniszczy wszystkie czynne i bierne przeszkody na polu bitwy eliminowała wszelkie zaskoczenie pozwalające przeciwnikowi na przygotowanie się do odparcia ataku. Ponadto pokryta lejami strefa natarcia bardzo spowalniała posuwanie się do przodu, a czasem wręcz je uniemożliwiała. Przełamanie stawało się niemożliwe. Zaczęto sięgać po nowe bronie, między innymi po gazy trujące. Długie przygotowanie butli z gazem, uzależnienie od warunków atmosferycznych i szybkie zorganizowanie obrony przeciwgazowej wyeliminowało tę broń jako rozwiązanie istniejącego impasu. Sięgnięto więc po pojazd pancerny, któremu postawiono następujące zadania: przedrzeć się przez pozycje obronne wroga, przekroczyć rowy strzeleckie, zniszczyć umocnienia z drutów kolczastych oraz zmusić do „milczenia” gniazda karabinów maszynowych. W ten sposób pojazdy te miały utorować drogę nacierającej piechocie. Pierwszy tego typu „pojazd bojowy” pojawił się w Wielkiej Brytanii już w 1902 roku. On, jak i następne prototypowe konstrukcje nie wzbudzały zainteresowania brytyjskiego Ministerstwa Wojny. Nieliczne samochody pancerne typu Rolls Royce pojawiły się w 1914 roku jako ochrona bazy morskiej w Dunkierce. Rozpoczęły one regularną służbę patrolową w rejonie bazy i budowanej stoczni. Samochodów tych używano również do ochrony desantów morskich i ratowania zestrzelonych pilotów, czego efektem były częste starcia z patrolami kawalerii niemieckiej, z których pojazdy pancerne z reguły wychodziły zwycięsko. Te działania zwróciły uwagę Winstona Churchillea, wówczas pierwszego lorda admiralicji (ministra marynarki). Rozpoczęły się poszukiwania najlepszej konstrukcji. W 1916 roku pojawił się czołg typu Mark I, który w tym samym roku został użyty bojowo nad Sommą i pod Ypres.  

Czołg typu Mark podczas prób forsowania przeszkód z drutu kolczastego.

Pierwsze użycie czołgów w walkach okazało się  wielką porażką dowództwa brytyjskiego. Czołgi wysyłano do walki w rozproszeniu i bez odpowiedniego wsparcia piechoty zajmującej i utrzymującej zdobyty obszar. Ponadto czołgi atakowały przez błotnisty pokryty lejami teren w którym grzęzły. Utracono w ten sposób, mimo jednostkowych sukcesów, bezpowrotnie element zaskoczenia. Dopiero po nabyciu doświadczenia, usunięciu wad „wieku dziecięcego” i zebraniu uwag ekspertów zdecydowano się na przeprowadzenie operacji pod nazwą „GY”, która w sposób właściwy wykorzystywała możliwości jaki dawał ten nowy rodzaj broni. Była nią bitwa pod Cambrai stoczona na przełomie listopada i grudnia 1917 roku, gdzie 476 maszyn, głównie typu Mark IV, nowo utworzonego Korpusu Czołgów, który po raz pierwszy zaatakował jako zwarta pancerna pięść, z zaskoczenia, bez przygotowania artyleryjskiego i przez twardy zwarty grunt, zamiast pokrytych lejami bagnisk w terenie. Surowe środki ostrożności zapewniły najściślejszą tajemnicę ich zgrupowania, co było istotną sprawą by natarcie zakończyło się sukcesem. Na odprawie dowódców jaka odbyła się 25 października czołgom wyznaczono trzy główne zadania. Pierwszym było przebicie się przez główną linię niemiecką i uchwycenie wsi Ribécourt, drugim było przełamanie linii pomocniczej, a trzecim przedarcie się na północ w kierunku Cambrai. Przywiązywano małą uwagę do zdobyczy terytorialnych, ponieważ głównym celem ofensywy miało być wzięcie do niewoli jak największej liczby jeńców i zniszczenie sprzętu nieprzyjaciela. Na pokonanie obrony niemieckiej, składającej się w tym miejscu z trzech rzędów okopów i jednego rzędu schronów bojowych oraz zakończenie całej akcji przeznaczono 24 godziny. Pierwotny plan zakładał zatem krótkie natarcie czołgów, jednak chęć dokonania decydującego wyłomu skłoniła dowodzącego tą operacją generała sir Juliana Bynga do rzucenia w pierwszym ataku wszystkich sił piechoty i czołgów, bez pozostawienia żadnych rezerw ludzi i maszyn. Piechota miała poruszać się za czołgami w rzędach. Poszczególne plutony miały oznakowywać przejścia, jakie czołgi utorowały piechocie w zaporach drutowych, oczyścić okopy i schrony oraz obsadzić zajęte pozycje. Na koniec specjalne czołgi wyznaczone do ściągania zapór drutowych miały ściągnąć zgniecione zapory do uczynienia szerokich przejść dla jazdy. Gdy 20 listopada rozpoczęła się ofensywa, niemieckie posterunki, oszołomione i niszczone nagłym zalewem pocisków zostały rozjechane prawie natychmiast. Potrójne pasy drutów zostały przekroczone i dla piechoty zostało przetartych 350 ścieżek. Poza środkowym odcinkiem frontu wszędzie atak udał się pomyślnie mimo, że od samego początku dał o sobie znać brak współdziałania pomiędzy załogami czołgów i piechotą. W przeciągu kilkunastu godzin Brytyjczycy, na froncie o długości 15 kilometrów, wdarli się w bardzo silne bronioną pozycję na głębokość 9 kilometrów. Szybkość pierwszego przełamania była tak zaskakująca dla dowódców, że nie wykorzystali tego sukcesu i trzymając się pierwotnego planu dali piechocie czas na zajęcie okopów. Niemcy wykorzystali tę zwłokę na zebranie rozproszonych sił. Mimo, że przekroczono okopy, zapory drutowe ściągnięto, stanowiska karabinów maszynowych zniszczono, a wiele dróg i mostów otwarto, kawaleria, której użycie było planowane, nie przybyła, gdyż wiadomość o pierwszym przełamaniu została po prostu zignorowana. Gdy w końcu przybyła niewiele już mogła zrobić, głównie z braku doświadczenia dowództw armii i korpusów w planowaniu i prowadzeniu głębokich operacji, wymagających skutecznego rozpoznania, mobilności stanowisk dowodzenia i wojsk oraz elastycznego kierowania wsparciem artylerii, czołgów, wojsk inżynieryjnych i lotnictwa. Wobec doświadczonego i nieustępliwego przeciwnika, który konsekwentnie starał się stosować elastyczną obronę, opartą na systemie Gruppen, czyli zdecentralizowaną kulturę dowodzenia, która sprzyjała rozwojowi inicjatywy, a także taktykę oddziałów Stosstruppen, polegającą na samodzielnym wyważaniu stosowanej siły ognia i manewrów okrążających, było to zdecydowanie za mało. Kiedy po kilku dniach operacji czołgi docierały do terenów zabudowanych i wskutek braku współpracy były pozbawione osłony piechoty stało się jasne, że wozy pancerne mogą zdobywać teren, ale nie mogą go utrzymać. Niemcy tymczasem oswoili się z czołgami w walce z bliska i opracowali sposoby ich zwalczania. W wąskich uliczkach i alejkach czołgi nie miały wystarczającego pola ostrzału, a ich ruch był ograniczony ze wszystkich stron. Niemcy wiązali kilka granatów i podchodząc skrycie blisko rozrywali je pod czołgami co zmuszało je do wycofania się. W południe 27 listopada było już jasne, że bitwa o Cambrai zakończyła się. Blisko połowa czołgów została zniszczona, a wiele innych zostało uszkodzonych i wymagało dużego wysiłku naprawczego. Mimo to z punktu widzenia Korpusu Czołgów bitwa była wielkim sukcesem. Czołgi wykazały, że są w stanie przełamać nawet najsilniej umocnione pozycje, a nawet jeśli ofensywa nie osiągnęła tego wszystkiego czego oczekiwano, zmieniła całkowicie klimat prowadzenia działań bojowych. Niestety w dniach od 30 listopada do 7 grudnia Niemcy przeprowadzili kontrofensywę w wyniku której nie tylko odzyskali stare i zdobyli nowe tereny, ale także zagarnęli wszystkie unieruchomione czołgi, które załogi musiały porzucić i przedzierać się na tyły z tym wyposażeniem jakie zdołano unieść.

Czołg typu Mark zniszczony w bitwie pod Cambrai.

Czołgi osiągnęły swoje główne zwycięstwo pierwszego dnia operacji 20 listopada, które w dalszych dniach operacji zostały zaprzepaszczone z tego powodu, że od początku bitwy zaangażowane dywizje nie były zluzowane i ludzie z oczywistych względów byli bardzo zmęczeni. Nikt też o żadne wzmocnienia nie prosił. Brytyjski atak był zatem tylko wielkim rajdem i gdy nastąpiło jego załamanie, opór nie mógł być skuteczny. Nie zdano sobie sprawy z głębokości obrony niemieckiej i z tego jak szybko Niemcy potrafią podciągnąć odwody. Zrobiono tylko to co mogło być zrobione by odeprzeć taki atak, a według niesprawiedliwej oceny wyższego dowództwa, spowodowane to też było brakiem doświadczenia u młodych oficerów, podoficerów i żołnierzy niedawno przecież utworzonego Korpusu Czołgów. Niemniej, niedługo później, w pierwszej połowie 1918 roku czołgi okazały się bardzo przydatne w powstrzymaniu kolejnych niemieckich ataków prowadzonych w ramach kontynuowanej wielkiej marcowej ofensywy generała Ericha Ludendorffa. Natomiast w sierpniu 1918 roku 604 czołgi w trakcie bitwy pod Amiens, stosując taktykę przetestowaną pod Cambrai, poprowadziły aliantów do decydującego zwycięstwa,  którego wynikiem było także zachwianie wiary Niemców w korzystne zakończenie dla nich wojny.

Bibliografia:

Krzysztof Plewako, Cambrai 1917, Warszawa 2014;

Aleksander Turner, Bitwa pod Cambrai 1917, Poznań 2011;

Jacek Solarz, Czołgi brytyjskie 1914 – 1918, Kraków – Warszawa 1996;

Antony Livesey, Wielkie Bitwy I Wojny Światowej, Warszawa 1998.

Zdjęcia: wikipedia.pl

(k.k.)

0 Udostępnień

Comments are closed.